Jestem typem Mamy zaangażowanej. Rozmowa z Panią Grażyną Kalinowską

2 lata temu | 26.05.2022, 13:51
Jestem typem Mamy zaangażowanej. Rozmowa z Panią Grażyną Kalinowską

Przyprowadziliśmy synów z mężem na trening, jeśli mnie pamięć nie myli to do Marka Góreckiego i nie zapomnę tego dnia, bo przyprowadziliśmy Michała i Kamila w łyżwach figurowych i kaskach rowerowych. Tak to wszystko się zaczęło - wspomina Pani Grażyna, mama naszych napastników Michała

Czy Michał i Kamil zawsze pamiętają o Dniu Mamy, z okazji którego dzisiaj rozmawiamy?

Zdecydowanie zawsze pamiętają, dobrze ich wychowałam [śmiech]

Czy pamięta Pani jak Pani zareagowała, gdy synowie zapragnęli trenować hokej?

Oczywiście, że pamiętam. Przyprowadziliśmy synów z mężem na trening, jeśli mnie pamięć nie myli to do Marka Góreckiego i nie zapomnę tego dnia, bo przyprowadziliśmy Michała i Kamila w łyżwach figurowych i kaskach rowerowych. Tak to wszystko się zaczęło.

Czy miała Pani wtedy jakiekolwiek wątpliwości, może bała się Pani, a może żałowała Pani, że poszli tą drogą?

[śmiech] Oczywiście, że wiele razy żałowałam [śmiech]. Wolałabym chyba, żeby trenowali piłkę, bo tam zdecydowanie lepsze pieniądze są [śmiech]. Ale to już decyzja synów [śmiech].

Czy były momenty, jeśli chodzi o hokejową karierę Michała i Kamila, w których Pani, jako Matka, pocieszała synów, podnosiła na duchu?

Wydaje mi się, że nie można tu mówić o momentach. Po prostu zawsze podnosimy ich z mężem na duchu, przed każdym meczem, przed każdymi zawodami, czy to były Mistrzostwa Świata, czy mecz ligowy. Zawsze jesteśmy z nimi nie tylko myślami, ale również osobiście na trybunach.

Michał Kalinowski: No ostatnio się trochę opuściliście z tą obecnością na trybunach [śmiech].

Czy postrzega się Pani jako Mamę, która stoi z boku, trzyma kciuki i dopinguje synów od początku ich przygody z hokejem, zachowując pewien dystans, czy jest Pani typem Mamy zaangażowanej, która potrafi komentować, może nawet posprzeczać się z trenerem albo tym czy innym Kibicem?

Zdecydowanie jestem typem Mamy zaangażowanej i nie jedną sprzeczkę z Kibicami na trybunach odbywałam, bo wielu naszych Kibiców, to są tzw. kibice sukcesu i jak drużyna wygrywa, a synowie strzelają bramki, to jest wszystko pięknie ładnie, ludzie klaszczą i wiwatują, a jak przyjdzie porażka, albo słabsza gra, to od razu zaczyna się stękanie i żądania, żeby za bilety oddali. Więc ja wtedy nie potrafię ze spokojem tego słuchać. Jeszcze chciałabym dodać, że ja sama aktywnie działałam na rzecz sportu, zakładając w Szkole Podstawowej nr 24 klasę sportową, której przewodniczył trener Stanisław Byrski, a ja pełniłam funkcję powiedzmy „Prezesa”.

Michał Kalinowski: A może chciałabyś jeszcze zostać Prezesem naszego klubu [śmiech].

Oj nie, już nie ten czas [śmiech].

A jak Pani wspomina pierwszy oficjalny mecz seniorski, w którym widziała Pani grających synów? Jakie to było uczucie?

Wspaniale! Nie da się tego tak po prostu opisać. Te uczucia wracają na każdym meczu, zwłaszcza, gdy synowie grają w jednej drużynie.

Michał Kalinowski: A wolałaś jak graliśmy przeciwko sobie?

Nie da się ukryć, że towarzyszył temu taki dreszczyk emocji [śmiech].

Czy czas, w którym synowie nie grali w Toruniu, zwłaszcza Kamil, był dla Pani wyjątkowo trudny?

Michał Kalinowski: Może nawet lepiej Ci było, bo spokój miałaś [śmiech].

Wiadomo, że jak każda Matka czułam smutek, że nie mam obu synów na miejscu. Zwłaszcza, że Kamila nie było aż 7 lat. Michał, jak to ten młodszy [śmiech], wiadomo –  synek Mamusi, zawsze blisko domu, więc jak nawet nie grał w Toruniu, to grał w Gdańsku, a więc blisko [śmiech]. Ale tak czy inaczej przeżyliśmy ten czas, teraz grają razem, cieszymy się z tego i oby tak dalej. Jak synowie grali w różnych drużynach to zawsze mnie Kibice pytali, któremu kibicuję [śmiech], a moje serce było rozdarte.

Michał Kalinowski: Trzymajmy się wersji, że zawsze bardziej kibicowałaś mi [śmiech].

Czy jest jakiś mecz, który zapamiętała Pani najbardziej i dlaczego?

To był chyba finał Mistrzostw Polski Juniorów. To były przepiękne czasy! Byliśmy na tym meczu całą rodziną, łącznie z dziadkiem Mietkiem, który przyprowadzał chłopców od małego na treningi. Masa pięknych zdjęć i pięknych wspomnień!

Temat kontuzji jest zawsze ciężki dla każdego zawodnika, a jakie emocje towarzyszyły Pani jako Matce, kiedy kontuzje dotykały Michała lub Kamila?

Nie da się ukryć, że trochę tych kontuzji było, w tym ta stosunkowo niedawna, po której Kamil chodzi szczerbaty. Zawsze jest to lęk i troska, żeby jak najszybciej kontuzja minęła.

Czy czuje Pani, że gdyby synowie nie grali w hokeja, to czy mimo wszystko byłaby Pani kibicem tej dyscypliny?

Myślę, że tak, bo przesiąkłam za bardzo tym hokejem. Chodzimy na mecze od ponad 20 lat. Nawet jak synów tutaj nie było, to i tak przychodziliśmy na Tor-Tor.

Co powiedziałaby Pani innym Mamom, które być może zastanawiają się czy popchnąć synów w stronę hokeja na lodzie?

[śmiech] Nie róbcie tego drogie Panie, bo hokej to miłość na całe życie [śmiech].

Niniejszy wywiad, w świetle prawa autorskiego i prasowego, stanowi własność intelektualną KH Toruń HSA oraz autora wywiadu: Marcina Jurzysty. Powielanie, cytowanie, przedrukowywanie w całości lub we fragmentach, w wydawnictwach papierowych oraz internetowych, bez wiedzy i zgody autora zabronione.

Udostępnij
 
5379272