Wychowanek toruńskich Sokołów, po kilku sezonach spędzonych za granicą – najpierw w Czechach, a potem w lidze NCAA – wraca do Polski z bagażem doświadczeń i nową sportową dojrzałością. Jakub Lewandowski opowiada o życiu między hokejową halą a akademickim kampusem, o mentalności zwycięzców zza oceanu i o tym, czego nauczyły go przegrane.
Jakub, po pierwszych sezonach w Sokołach wyruszyłeś w świat – najpierw Czechy, potem USA. Pamiętasz moment, w którym poczułeś, że musisz wyjechać, by zrobić kolejny krok w karierze?
Pamiętam to bardzo dobrze. To nie był jeden konkretny dzień, raczej proces. W Sokołach miałem solidne podstawy i świetnych trenerów, ale z czasem zrozumiałem, że jeśli chcę grać lepiej i szybciej, muszę opuścić strefę komfortu. Czechy były naturalnym pierwszym krokiem – blisko Polski, ale z zupełnie inną kulturą hokejową. Potem przyszedł czas na USA – to już było spełnienie marzeń, ale też poważne wyzwanie.
Czeski system szkoleniowy, a później amerykańska NCAA – dwa zupełnie różne światy. Co zaskoczyło Cię najbardziej po przejściu za ocean?
Przeskok był spory. W Czechach liczyła się technika i myślenie na lodzie. W USA – fizyczność, tempo i mentalność zwycięzców. Tam rywalizacja to nie tylko mecze, ale każdy trening. Każdy dzień to walka o swoją pozycję.
Rozgrywki NCAA to sport, ale i wielka kultura akademicka. Jak wyglądał Twój dzień jako hokeisty grającego w Division I?
Bardzo intensywnie. Rano siłownia, potem wykłady, popołudniowy trening, wieczorem nauka. Na życie prywatne zostaje niewiele czasu, ale to uczy dyscypliny. Musisz wszystko dobrze zaplanować. To rozwija nie tylko jako sportowca, ale też jako człowieka.
Uczelnie, w których grałeś – Bemidji State i Northern Michigan – to ważne ośrodki hokejowe. Co zapadło Ci najbardziej w pamięć z tamtejszej atmosfery?
Kampusy żyły hokejem. Kibice znali nas, wspierali, hala była zawsze pełna. Mecze u siebie miały niesamowity klimat. To coś, czego się nie zapomina. Czuć było, że to coś więcej niż tylko sport.
Rywalizacja w NCAA to też presja – wyniki, scoutowie, kontrakty. Jak sobie z tym radziłeś?
Starałem się skupiać na tym, co mogę kontrolować: własna gra, rozwój, nastawienie. Miałem okazję grać z zawodnikami, którzy dziś są w NHL – jak Jack Hughes czy bracia Sillingerowie. Grałem też przeciwko Programowi NTDP – tam niemal każdy był draftowany. To było cenne doświadczenie – nauczyło mnie pokory i determinacji.
Czy miałeś wsparcie ze strony innych Polaków, czy byłeś „sam przeciwko światu”?
Nie było innych Polaków, ale był Czech, z którym mogłem rozmawiać po czesku. Pomagało to, szczególnie na początku. Ale drużyna bardzo mnie wspierała. Tworzyliśmy prawdziwie zgraną rodzinę i to dawało ogromne poczucie bezpieczeństwa.
Czego nauczyła Cię Ameryka jako sportowca – ale i jako człowieka?
Samodzielności, pokory i konsekwencji. Tam nikt nie patrzy na nazwisko – liczy się to, co potrafisz tu i teraz. Trzeba codziennie być gotowym do pracy, nauczyć się znosić porażki i traktować je jako część drogi. To bardzo zmieniło moje podejście do życia.
Jak godziłeś hokej z nauką? I czy studia to coś, co zamierzasz kontynuować po zakończeniu kariery?
Studiowałem biznes i administrację – z naciskiem na zarządzanie. Uważam, że niezależnie od kariery sportowej warto mieć zaplecze intelektualne. Łączenie sportu i nauki było trudne, ale uczelnie wspierają sportowców, co bardzo pomaga. Myślę, że kiedyś wrócę do tych studiów – może już w Polsce.
Czy zauważyłeś istotne różnice w podejściu trenerów z Czech, USA i Polski? Gdzie czułeś się najlepiej?Każda szkoła ma swój styl. Czesi stawiają na technikę i szczegółowość. W USA liczy się agresja, system i przygotowanie fizyczne. Polska też się rozwija, ale widzę jeszcze rezerwy – zwłaszcza w organizacji i podejściu mentalnym. Osobiście najwięcej wyciągnąłem z amerykańskiego stylu pracy – tam każdy dzień to okazja do rozwoju.
Jakub Lewandowski wraca do Polski bogatszy o kilkaset godzin rywalizacji na najwyższym poziomie uczelnianym, z dyplomem pod pachą i doświadczeniem, którego nie da się kupić. Wierzy, że teraz może oddać coś hokejowi w kraju – z nową energią, nowym podejściem i świadomością, że „trzeba codziennie być gotowym do pracy”.
Niniejszy wywiad, w świetle prawa autorskiego i prasowego, stanowi własność intelektualną KH Toruń HSA oraz autora wywiadu: Marcina Jurzysty. Powielanie, cytowanie, przedrukowywanie w całości lub we fragmentach, w wydawnictwach papierowych oraz internetowych, bez wiedzy i zgody autora zabronione.