Nasza drużyna, to moi wojownicy! Dają mi po prostu siłę na każdy dzień, walczą tak jak my – niepełnosprawni, by być najlepszą wersją siebie - mówi Paulina Frąckiewicz, Kibicka KH Energa Toruń.
W minionym sezonie byłaś jednym z najaktywniejszych kibiców jeśli chodzi nie tylko o obecność na meczach ale również aktywność w naszych profilach społecznościowych.
Zaangażowałam się w naszą społeczność ciałem i duchem [śmiech]. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej, bo bardzo lubię komentować posty, dyskutować z ludźmi, w tym wypadku z Kibicami. Hokeja cały czas się uczę, bo miniony niedawno sezon był właśnie moim pierwszym. Nie wchodzę w dyskusję, jeśli chodzi na przykład o ustawienie drużyny, nie komentuję zbytnio decyzji trenera. Wyjątkiem jest obsada bramki [śmiech]. Ta kwestia wzbudza we mnie dużo emocji i rozmawialiśmy o tym często z przyjacielem. Czytam komentarze innych Kibiców i wyciągam wnioski. Cieszę się bardzo, że korzystając z Internetu, przekazujecie nam wszystko, co najważniejsze. Aktywność klubowa w Internecie jest bardzo ważna, bo ja się z drużyną utożsamiam i chcę wiedzieć, co się w niej dzieje. Spełniacie moje oczekiwania, jeśli chodzi o wykorzystywanie swoich zasięgów. Często na fanpage'u widnieją posty o zbiórkach, aukcjach. Cieszę się, że na nas się nie zamykacie, rozmawiacie z nami. Ktoś tam u Was dobrze pisze [śmiech], można się sporo nauczyć. Fajnie jest potem spotkać na trybunach, czy na wyjeździe ludzi, z którymi się dyskutowało na stronach klubowych.
A my czytając komentarze Kibiców widzieliśmy Twoją aktywność! Czy był to Twój pierwszy sezon hokejowy? Jak doszło do tego, że zostałaś Kibicem naszej drużyny?
O hokeju opowiadał mi właśnie mój przyjaciel. Wiedział, że ta dyscyplina mi się spodoba, bo na tafli i na trybunach dużo się dzieje. Walka o krążek przy bandach, bójki przyciągają bardzo do tego sportu. Adrian, mój przyjaciel, był na kilku meczach, pamięta mecze z Gdańskiem. Mówił, że to były takie „Derby Północy”, pełne trybuny na Tor-Torze i w Hali Olivia. Brakuje mu ich. Często też wspomina bramki obecnego kierownika drużyny, Przemysława Bomastka. A jeśli czegoś nie rozumiem, to Adrian cierpliwie wszystko mi tłumaczy. Przed pójściem na mecz, jako zawodnika, kojarzyłam tylko Jarosława Dołęgę. Nie potrafiłabym podać liczby strzelonych bramek, asyst Jarka. Moim zdaniem, torunianin interesujący się lokalnym sportem, musi go znać. Zainteresowałam się hokejem w wieku 29 lat, Jarek ma numer 29 na koszulce, wszystko się zgadza [śmiech].
Czyli wszystko zaczęło się od rozmów z przyjacielem, który skutecznie opowiedział Ci o hokeju?
Tak, od tych rozmów wszystko się zaczęło. Obejrzałam jedno, dwa spotkania w telewizji i powiedziałam sobie, że muszę przyjść na Tor-Tor, bo pewnie na żywo wygląda to wszystko inaczej. Nie sądziłam, że na trybunach aż tak będę przeżywać nasze spotkania. No i zanim pojawiłam się na meczach to chłonęłam atmosferę na klubowym, facebookowym profilu [śmiech]. Fanpage zaobserwowałam krótko przed pójściem na swój pierwszy mecz. A był to wrześniowy mecz z Sanokiem. Przejrzałam, poczytałam. Spodobał mi się sposób prowadzenia kont klubowych na portalach społecznościowych i był to kolejny argument przemawiający za tym, by zobaczyć chłopaków w akcji.
Co dla Ciebie, poza samym hokejem jest ważne, jeśli chodzi o działania naszego klubu?
Cieszę się, że Klub bierze udział w akcjach charytatywnych, dla mnie-osoby niepełnosprawnej to ważny aspekt. Nie ma Torunia bez hokeja i bardzo dobrze, że Klub wykorzystuje to w dobry sposób, daje coś od siebie innym. Na tym powinno to polegać, sportowcy mają ogromne możliwości pomagania. Dziękuję za Waszą wrażliwość na ludzkie cierpienie. Poza tym, drużyna bierze udział w różnych wydarzeniach. Myślę, że jeśli chodzi o polski hokej, to nasz Klub jest na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o relacje z Kibicami. Przeglądałam sociale innych drużyn i na tym opieram swoją opinię.
Gdy już pojawiłaś się na trybunach i mogłaś poczuć to wszystko na własnej skórze, co takiego sprawiło, że to właśnie hokej na lodzie, a dokładnie nasz, toruński hokej, pokochałaś?
Byłam pod wrażeniem oprawy meczowej, czyli momentu, gdzie drużyna wychodzi na lód. Kibice wstają, głośno i wyraźnie wykrzykują nazwę drużyny. Potem z głośników słychać nasz hymn, który również i my śpiewamy. Świetną robotę robi Michał, który dba o nas-Kibiców po każdej tercji. Konkurs serii strzałów na pustą bramkę to świetny pomysł! Po spotkaniu, niezależnie od wyniku, chłopaki dziękują Kibicom za przybycie i doping. Nie ukrywam, że to też mnie zdziwiło za pierwszym razem, ale tak pozytywnie. To znaczy, że Kibice są dla nich ważni, to dla nich grają chłopacy. A na pewno nie jest łatwo spojrzeć Kibicom w oczy po przegranym meczu. Mogliby uciec do szatni, a jednak chcą być również w takich momentach z nami. Bo my też te porażki przeżywamy. Nasi hokeiści walczą do końca, widać ambicję i ogromne zaangażowanie, poświęcenie. Często o nich dosłownie drżę. Na przykład po jednym z meczów w Pucharze Polski bardzo martwiłam się o Michała Zająca i zapytałam go na Instagramie, czy coś poważnego się stało. Michał uspokoił mnie, napisał, że ma tylko siniaki. Tak się zżyłam z tymi chłopakami! Potrafią wygrywać z drużynami lepiej wyglądającymi „na papierze”, postawili się nie raz GieKSie, Cracovii, Unii, itp. A z mistrzami Polski w fazie play-off wygrali aż trzy razy. To się nazywa charakter. Moi wojownicy!
To co mówisz, jest dla nas bardzo ważne i gdy przeczytają to zawodnicy, to mimo, iż na lodzie są twardzi, to pod wpływem Twoich słów na pewno, przynajmniej na chwilę zmiękną.
Dają mi po prostu siłę na każdy dzień, walczą tak jak my – niepełnosprawni, by być najlepszą wersją siebie. Oni z pomocą trenerów, my z pomocą lekarzy i rodziców. Mecze są dla mnie odskocznia od codziennego życia. Potrzebowałam czegoś takiego, czuję się na Tor-Torze bardzo dobrze. Mogę pokrzyczeć (śmiech). Wiadomo, że są w życiu też złe dni i cieszę się, że znalazłam miejsce, gdzie mogę odreagować, zapomnieć o smutku. Każdy mecz ładował moje akumulatory na kolejny tydzień. Utożsamiam się z drużyną, są dla mnie bohaterami. Chorowałam na depresję 10 lat, może gdybym przyszła 4 lata wcześniej na mecz, byłoby mi łatwiej pokonać chorobę. Teraz mogę gdybać. Codziennie przed pracą patrzę na kalendarz klubowy. Mam taki ze zdjęciem chłopaków. Panowie, napędzacie mnie do działania i chcę, żebyście o tym wiedzieli! Że to nie jest jakiś tam hokej. Jesteśmy Rodziną!
Tak jak wspomniałaś, jesteś osobą niepełnosprawną, czy możesz podzielić się z nami tym, z jaką chorobą walczysz?
Urodziłam się bez nosa, przez to spotkało mnie wiele przykrości. Przeszłam 9 operacji jego rekonstrukcji. Ale nie oznacza to, że moje problemy zdrowotne się skończyły. Nie mam węchu, mam problem z oddychaniem, wzrokiem. Czeka mnie w przyszłości leczenie związane ze szczęka. Wolno się rozwijałam, przez to mam problemy z hormonami. Trudność sprawiają mi proste czynności, na przykład pokrojenie czegoś, wycięcie nożyczkami jakiegoś fragmentu, itp. Nie mam takiej kondycji fizycznej, jak moi koledzy. Jak widać, łatwo nie jest, ale doceniam, co mam, cieszę się życiem, jak mogę.
Jesteś prawdziwą wojowniczką! Czy zanim dołączyłaś do naszej hokejowej rodziny zdarzało się, że spotykałaś się z brakiem akceptacji ze strony innych, z trudnościami w odnalezieniu się w grupie?
Oczywiście, największe problemy były w szkole. Mimo tego, że chodziłam do klas integracyjnych, nie czułam się rozumiana i akceptowana przez rówieśników. Najgorzej wspominam podstawówkę. Były grupki, niepełnosprawni trzymali się razem. Wiadomo, że dzieci patrzą na wygląd, są ciekawe wszystkiego. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego jestem uważana za gorszą. Odczuwałam to zwłaszcza na lekcjach wychowania fizycznego. Mało kto chciał być ze mną w parze, czy w drużynie. Bywały też i takie sytuacje, gdzie koledzy bali się mnie dotknąć, odsuwali się. Niestety, nie wszyscy nauczyciele potrafią pracować z osobami niepełnosprawnymi i z ich strony również słyszałam głupie uwagi. Wyśmiewali mnie. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że my nie wykonamy wszystkich ćwiczeń. Nie mamy takiej kondycji, jak osoby zdrowe. Jednak większość pedagogów szło mi na rękę, ułatwiali mi pewne rzeczy, na przykład nie umiem odbijać piłki siatkowej dołem, to na zaliczenie musiałam odbić piłkę 100 razy górą. Ale grupa w takich przypadkach pytała nauczyciela, dlaczego Paulina ma łatwiej. Bardzo to przeżywałam. A przecież ja o takie ułatwienia nie prosiłam. Osoby niepełnosprawne nie proszą o litość, współczucie. Walczą każdego dnia o godne życie. Pokonują różne bariery. My też-tak jak nasi zdrowi rówieśnicy mamy plany i marzenia. Potrzebujemy osób, które nas nie skreślą, tylko podadzą rękę i poprowadzą, coś podpowiedzą.
Dlatego tym bardziej cieszymy się, że odnalazłaś się w naszej drużynie! W naszej hokejowej rodzinie dołączyłaś do aktywnej grupy kibiców, tych których znamy z sektora K z głośnego dopingu, wywieszonych barw klubowych i nadającego rytm dopingowi bębna. Czy miałaś jakiekolwiek opory i obawy przed dołączeniem do naszych Kibiców? Czy przyjęto Cię dobrze?
Tak, w styczniu na którymś z meczów próbowałam ruszyć doping na moim sektorze. Sektor K prosił pozostałych Kibiców o wsparcie drużyny. Robiłam, co mogłam, ale zaangażowało się tylko kilka osób. Po tym spotkaniu bardzo się zdenerwowałam, bo doping na K był świetny i zapytałam na naszym fanpage'u, czy można sobie tak po prostu wejść na sektor i dołączyć. Myślałam, że może obowiązuje jakaś hierarchia albo liczy się staż kibicowania drużynie? Takie miałam obawy, a wiedziałam, że chcę czegoś więcej niż siedzenie na krzesełku. To znaczy nigdy do tego stycznia nie siedziałam cicho [śmiech], ale bardzo zależało mi na tym sektorze. Chciałam tam być z nimi. Na następnym meczu poszłam na ten sektor, ale usiadłam z tyłu, śpiewałam. Byłam w miarę przygotowana, jeśli chodzi o przyśpiewki, bo przed pierwszym swoim meczem włączyłam sobie filmik z nimi na Youtube i słuchałam. Potem wszystko wyszło „w praniu” [śmiech]. Przed kolejnym spotkaniem uprzedziłam przyjaciółkę, którą to ja wciągnęłam w hokej, że tym razem idziemy na tak zwany „młyn”. Usiadłam z nią tak jak poprzednio z tyłu, ale ktoś zawołał nas, żebyśmy podeszły bliżej. Jagoda stwierdziła, że to chyba przez to, że miałam koszulkę meczowa i szalik. Zapytałam: „Idziemy?” i tak dołączyłyśmy do grupy. Po meczu Marta, Kalina i Dagmara przedstawiły się nam. To był dla mnie bardzo ważny gest. Od tej chwili wiedziałam, że się tam odnajdę i że nie chcę już siedzieć na innym sektorze. Ta atmosfera, jedność, doping jest nie do opisania. Zauważyłam już wtedy, że się tam wszyscy znają i że zależy im na dobru drużyny. Gardeł nie oszczędzali. Potwierdziło się też to, o czym opowiadał mi Adrian – Kibiców nie interesuje twoja choroba, wygląd, po prostu przyjmą cię jak swojego. Na trybunach najważniejsze jest wsparcie drużyny. Po to przychodzimy na mecze. Traktuję nasz sektor jak Rodzinę. Żałuję, że dołączyłam tak późno.
Razem z grupą Kibiców udało Ci się również wyjechać na mecz wyjazdowy? Jakie to było uczucie i jakie emocje?
O klimacie na meczach wyjazdowych opowiedziała mi i Jagodzie wspomniana wcześniej Marta. Powiedziała, że jeżeli chłopaki wygrają mecz, to jedziemy do Jastrzębia i że będzie zorganizowany wyjazd. Ucieszyłam się, bo wybranie się na mecz wyjazdowy było jednym z moich postanowień na 2022 rok. W grudniu obejrzałam materiały video Kibiców, którzy udali się do Bytomia na mecze Pucharu Polski. Szczególnie wzruszyło mnie odśpiewanie „Zawsze tam, gdzie ty” zespołu Lady Pank. Mówiłam cały czas sobie, że też tak chcę, chcę pojechać za drużyną kiedyś, z moją sektorową Rodziną. Na szczęście, miałam od 7 marca urlop i mogłam pojechać do Jastrzębia. Przed wyjazdem było odliczanie dni, mówiłam znajomym, że nie mogę się doczekać, że wreszcie zobaczę drużynę w granatowych, pięknych strojach na żywo. W autokarze jeszcze bardziej czuć było rodzinną atmosferę, z każdym zamieniłam słowo. Najbardziej podobało mi się, gdy wysiedliśmy pod Jastorem i zaśpiewaliśmy: „Jesteśmy u siebie!”. Po tym wyjeździe byłam z nas wszystkich dumna, bo daliśmy z siebie wszystko na trybunach. Sporo nas pojechało. Na spotkaniu się popłakałam, pierwszy mój wyjazd i porażka drużyny. Organizator wyjazdu, Pan Sławek uspokajał i pocieszał mnie w drodze powrotnej do Torunia. Na pewno to nie mój ostatni wyjazd! Często go wspominam. Tyle się czekało, a już po… Dobrze, że jest film na stronie klubowej, zawsze można wrócić do tych pięknych chwil. Dzięki wyjazdom można zobaczyć, jak Kibice z innych miast dopingują swoje ekipy. Fani z Jastrzębia bardzo ładnie nas przyjęli, porozmawiali po meczu z nami. To są wspomnienia na całe życie. Zachęcam wszystkich do jeżdżenia z nami. To trzeba przeżyć na własnej skórze. Za tą drużyną warto jeździć wszędzie!
To o czym opowiadasz, potwierdza, że relacja pomiędzy klubem, drużyną i Kibicami jest bardzo bliska. Czy czujesz, że tworzymy jedną, hokejową, toruńską Rodzinę?
Da się zauważyć, że nasz Klub nie jest wielką korporacją, zamykająca się na Kibiców. Wręcz przeciwnie, chcecie interakcji z nami. Reagujecie na nasze komentarze, odpowiadacie na nasze pytania. Parę razy na dzień odwiedzam nasz fanpage, tak jak powiedziałam wcześniej, prowadzenie strony również zachęciło mnie do odwiedzin naszej Twierdzy. Kibice na trybunach żyją meczem, podpowiadają. Bardzo lubię chodzić w trakcie meczów do naszej Fanszopy, Pani Sylwia wita każdego z uśmiechem na twarzy, doradzi. Każdy coś dla siebie znajdzie. A po spotkaniach jeszcze bardziej widać tę wieź między chłopakami i nami – Kibicami, gdy sobie wzajemnie dziękujemy. Zawsze na ten moment bardzo czekam i często nagrywam. Ciężko opuścić Tor-Tor [śmiech]. Z utęsknieniem czeka się na kolejny mecz, emocje. W sektorze K każdy się ze sobą wita i żegna po spotkaniu.
Pamiętam gdy zwróciłaś się do nas z prośbą dotyczącą swojego przyjaciela. Spodziewałaś się wtedy, że odpowiemy?
Ten, od którego zaczęła się moja hokejowa pasja – Adrian jeździ na wózku inwalidzkim. Przez to nie mógł wychodzić z domu, nie wszędzie wózek wjedzie. Największe problemy sprawiały schody, przyjaciel mieszka na drugim piętrze. Siostra znosiła go na dół i do góry po każdym wyjściu z domu. Wiadomo, że po jakimś czasie cierpi kręgosłup i Gosię zaczął boleć, choć ona dzielnie walczy o Adriana, nikomu się nie żali, jest bohaterką. Cierpienie Gosi zauważył Adrian, który ma dużo pasji, korzysta z życia jak może. Opowiedział mi, że będzie zbiórka na schodolaz, który ułatwi Adrianowi poruszanie się po schodach. Nie wiedziałam o takim sprzęcie, byłam zdziwiona. Przyjaciel wysłał mi filmik, na którym mogłam zobaczyć, jak taki schodolaz działa. Koleżanki z pracy Gosi założyły zbiórkę, ludzie się bardzo zmobilizowali. Były różne licytacje – obrazów, ciast, różnych gadżetów. Ja też chciałam coś dać od siebie, bo przyjaźń z Adrianem jest dla mnie bardzo cenna. Wpadła mi do głowy nasza drużyna, choć przed napisaniem do Was, wahałam się. Przecież Klub pewnie ma takich próśb sporo, zadawalam sobie pytania, czy zawracać Wam głowę. Nikogo tam nie znałam. Ale wiedziałam, że muszę właśnie Was poprosić o pomoc, bo mam wrażenie, że hokej, Adriana i mnie, jeszcze bardziej zjednoczył, jesteście dla mnie ważną częścią życia. Nie mogłam postąpić inaczej, chciałam Was zaangażować. Jeśli nie spróbujesz, to nie dowiesz się, co się stanie – taka myśl siedziała mi w głowie. Napisałam, wysłałam, poszło, nic nie można cofnąć. Odezwą się, czy nie? A może moja wiadomość wylądowała w SPAMIE… Różne emocje mną targały, ale nie żałowałam swojej decyzji. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Klub odezwał się! Przekazał koszulkę meczowa na licytację. Nie wiem, jak się prowadzi takie licytacje, Klub wziął to na siebie. Wręczenie koszulki zwycięzcy licytacji także. Nie chciałam, żeby Adrian dowiedział się o moim ruchu z Internetu, wolałam powiedzieć mu, co się szykuje [śmiech]. On nie lubi być na świeczniku, gdybym zadała mu pytanie: „Słuchaj, a może napisałabym wiadomość do hokeistów, taką prośbę, by coś przekazali na aukcję dla ciebie?”, nie zgodziłby się. Dlatego zrobiłam to trochę za jego plecami.
Cieszymy się bardzo, że nie zawiedliśmy Twoich nadziei! No i oczywiście mamy nadzieję, że Adrian nie miał Ci za złe Twojej akcji [śmiech].
Zadzwoniłam po otrzymanej Waszej wiadomości do niego:
- Słuchaj, najwyżej mnie ochrzanisz, ale trudno, to już poszło, nie masz nic do powiedzenia.
- Co się stało? – pyta zaniepokojony Adrian.
- Napisałam do naszych hokeistów, zapytałam, czy któryś z zawodników nie przekazałby czegoś na aukcję dla ciebie. Opisałam twoją sytuację. Klub przekaże koszulkę meczowa, będzie aukcja na fanpage'u. Wiem, że nie lubisz, gdy się o tobie za dużo mówi, ale z doświadczenia wiem, że czasem warto wyjść przed szereg. Wszystko będzie dobrze, rozmawiałam z profesjonalistami. Obiecuję, że nic złego z tego ruchu nie wyniknie. Sportowcy rozumieją nas najlepiej.
Adrian długo milczał, ale potem się wzruszył. Oboje się wzruszyliśmy. Powiedział, że jestem szalona [śmiech], że jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł. Udało się zebrać całą kwotę, przyjaciel wreszcie może bez problemu wyjść do ludzi, realizować swoje pasje. To również Wasza zasługa, zasługa Kibiców, którzy brali udział w licytacji. Jeszcze raz składam podziękowania za Wasz odzew i za empatię. Jak wiemy, zbiórki osób dorosłych idą wolno i cieszymy się, że w tej sytuacji udało się zrealizować marzenie Adriana o normalnym życiu. Dzięki całej akcji uwierzyłam jeszcze bardziej w siebie, że mogę pomóc wielu ludziom. Zdałam sobie sprawę, że mój głos jest słyszalny, ważny. Dla osób niepełnosprawnych to ważna sprawa, przez lata byłam wyszydzana, niechciana, nieakceptowana przez rówieśników. Od jakiegoś czasu okazuje się, że inni chcą mnie słuchać.
Czy znasz inne osoby niepełnosprawne, które są Kibicami toruńskiego hokeja?
Poza Adrianem nie, ale pracuję nad tym [śmiech]. Namawiam kolejną osobę, by zasmakowała hokejowych emocji. Ta ekipa zasługuje na pełne trybuny.
Czyli możemy rozumieć, że zostaniesz z nami w kolejnym sezonie?
Jak najbardziej! Zamierzam kupić karnet i zaliczyć większą ilość spotkań. Nie mogę się doczekać przyszłego sezonu. Niedawno skończył się dla nas poprzedni, a ja już chcę, żeby był wrzesień [śmiech]. Nie wiem, jak wytrzymam te pół roku. Mam nadzieję, że przyjdą też nowe osoby. Namawiajmy swoich znajomych i cieszmy się z sukcesów razem. Nie wyobrażam sobie już swojego życia bez naszego, toruńskiego hokeja!
A czy jest jakiś zawodnik, którego szczególnie podziwiasz?
Podziwiam Kibiców, którzy potrafią podać nazwisko ulubionego zawodnika. Ja nie umiem, uważam, że ta drużyna jest bardzo zgrana i każdy jest ważny. Starszy zawodnik, nie tyle, by strzelać bramki, a wesprzeć młodszych, przyjąć ciężar gry w najważniejszym momencie. Doświadczony gracz dużo widział, wiele spotkań ma za sobą. U nas, mam wrażenie, taką rolę miał Jarek. Grał z młodymi chłopakami w piątce, z zawodnikami, których trener powołuje z grona naszych Sokołów. Bardzo dobry ruch, tak rodzi się przyszłość toruńskiego hokeja. Eryk, Michał świetnie radzą sobie w seniorskiej drużynie. Gdy któryś z chłopaków ma kontuzję, często przekłada się to na grę, brakuje go. Jednak uważam, że trenerzy Jussi Tupamaki i Łukasz Podsiadło świetnie to wszystko poukładali. Wiem, że trudno o to, by ekipa na przyszły sezon została taka sama, ale widać jedność drużyny, jeden walczy za drugiego. Kamil, prawdziwy lider, kapitan, często rozmawia z sędziami, bierze wspomniany ciężar gry na siebie. Po strzelonych bramkach albo po porażkach łapię się na tym, że chciałabym wejść na tafle, przytulić chłopaków, pocieszyć.
Bardzo dziękuję Ci za rozmowę i za to, że jesteś w naszej hokejowej Rodzinie!
To ja dziękuję za możliwość tej rozmowy, pozdrawiam całą drużynę i dziękuję za to, że jesteście!