Apetyt rośnie w miarę jedzenia!

3 lata temu | 06.10.2020, 14:39
Apetyt rośnie w miarę jedzenia!

O świetnym początku nowego sezonu w wykonaniu zawodników KH Energi Toruń, sytuacji toruńskiego klubu w czasach pandemii koronawirusa oraz zaufaniu do trenera Yurija Czucha. Między innymi o tym rozmawialiśmy z prezesem toruńskiej drużyny Bogdanem Rozwadowskim, który w obszernym wywiadz

Jacek Kopciński: Rozpoczął się kolejny sezon Polskiej Hokej Ligi i po raz kolejny toruńską drużynę prowadzi trener Yuri Czuch. Decyzja o tym, że ten szkoleniowiec zostanie w Toruniu jest chyba jasną deklaracją, że cieszy się on zaufaniem ze strony Zarządu...

Bogdan Rozwadowski: - Trener Czuch jest z nami trzeci rok; w każdym z poprzednich sezonów zrealizował postawiony przed nim cel. Ani ze strony Rady Nadzorczej, ani ze strony Zarządu nie było żadnych przeciwwskazań – wspólnie podjęliśmy taką decyzję. Co ważne trener doskonale zdaje sobie sprawę z tego, w jak ciężkiej ekonomicznie jesteśmy sytuacji. Dlatego zgodził się do dostosowania swojego kontraktu do obecnej sytuacji wynikającej z pandemii koronawirusa. Jeśli ma się dobrego pracownika, to trzeba o niego dbać. Dlatego nam bardzo zależy, aby trener z nami współpracował. Oczywiście niejednokrotnie się spieramy, walczymy o pewne rzeczy. Trener ma swoją wizję, a my swoją.  W ogniu walki wychodzi z tego jedna drużyna. Część zawodników proponuje sam trener, a część Zarząd. My również mamy swoje kontakty, rozmawiamy z agentami – to widać zresztą po składzie. Kilku zawodników nie mówi po rosyjsku i to są właśnie zawodnicy pozyskani z kontaktów Zarządu. Trener czasami wspomina o zapotrzebowaniu na jakąś pozycję i wtedy szukamy odpowiednich zawodników. Wzajemnie darzymy się zaufaniem.

JK: Ciężka była to decyzja, aby dać trenerowi Czuchowi szansę na ten sezon?
BR: - Przed minionym sezonem podpisaliśmy z trenerem Czuchem dwuletni kontrakt. Nie było zatem żadnych poszukiwań nowych trenerów.

JK: A proces budowy drużyny w obliczu krytyki ze strony kibiców?
BR: - W naszej pracy staramy się nie kierować krytyką kibiców w aspektach niedostępnych dla widzów. Nasi fani często nie wiedzą co robimy, jak drużyna ciężko pracuje, jak przebiega proces rekrutacji. To działania „od kuchni”, które często są po prostu utrzymywane w tajemnicy. O wielu rozmowach z zawodnikami i negocjacjach nie chcemy bądź nie możemy poinformować, aby nikt nam danego hokeisty nie „podebrał” - choćby takiego zawodnika jak Anton Svensson.

JK: W tym sezonie zmieniono nieco politykę transferową, stawiając mocniej nie na Rosjan, a zawodników z innych państw...
BR: - To było nasze główne założenie na ten sezon. Chcieliśmy stworzyć bardziej „międzynarodową” drużynę. Chcieliśmy, aby nasi zawodnicy mogli nabrać „świeżości”, a także wprowadzić element konkurencji, aby nasi Rosjanie poczuli, że zawsze muszą ciężko pracować i nie mogą spoczywać na laurach, bo nie są niezastąpieni.

JK: W obecnym sezonie KH Energa Toruń radzi sobie w Polskiej Hokej Lidze znakomicie. Spodziewał się pan takiego początku tego sezonu?
BR: - Miałem świadomość tego, że pod pewnymi względami możemy być lepiej przygotowani do tego sezonu, bo zawodnicy bardzo ciężko pracowali. Z drugiej strony obawiałem się tego, że część Rosjan jest po kwarantannach. Tylko Yegor Rozhkov przebywał w Polsce przez co nie musiał odbywać kwarantanny. Problemem jest również to, że nasi Finowie, choć pod wieloma względami przewyższają resztę drużyny, nie są tak dobrze przygotowani do gry pod względem kondycyjnym jak mogliby być. Wynika to z tego, że, z uwagi na pandemię koronawirusa, nie mieli oni w Finlandii za wiele okazji do treningu na lodzie. Okres przygotowawczy przepracowali na „sucho”, co widać na lodzie. Braki w przygotowaniu kondycyjnym nadrabiają jednak umiejętnościami i myślę, że w trakcie sezonu uda się te różnice zniwelować.

--

JK: Jednym z nowych zawodników w toruńskim klubie jest Anton Svensson – zawodnik, który do Torunia trafił z niższej ligi szwedzkiej, a w PHL jest obecnie jednym z najlepszych bramkarzy ligi...
BR: - Anton to zawodnik bardzo utalentowany, jest siłą spokoju, a także jest o wiele bardziej dojrzały od naszego poprzedniego golkipera. Ta dojrzałość i spokój emanuje na całą drużynę. Chłopcy czują, że ta pozycja jest silnie obsadzona i, że czasami mogą nawet zaryzykować i pojechać do przodu, bo w bramce Anton robi wszystko, aby po raz kolejny zakończyć mecz z „czystym kontem”.

JK: Jak pandemia koronawirusa wpływa na obecną sytuację w klubie?
BR: - Faktycznie okres pandemiczny ma bardzo duży wpływ na nas. Wpływy jakie otrzymujemy są w bardzo dużej mierze uzależnione od kondycji ekonomicznej naszych sponsorów. Tu niestety w wielu przypadkach doszło do takich okoliczności, które nie pozwalają na otrzymanie takiego budżetu, na jaki ta drużyna by zasługiwała. Nie wszystko udało się zrobić, ale wciąż prowadzone są rozmowy, które mam nadzieję zakończą się pozytywnie i, że uda nam się pozytywnie zakończyć rok obrotowy i cały sezon. Sytuacja finansowa Spółki jest bardzo trudna i ma z pewnością na to wpływ pandemia. Od strony sportowej to, tak jak już wspominałem, nasi Rosjanie musieli odbywać kwarantannę, a u jednego z zawodników wykryto koronawirusa i przewieziono go do izolatorium. Łącznie na kwarantannie przebywał 25 dni, co na pewno bardzo wpłynęło na jego psychikę i kondycję fizyczną. Wiadomo, że w sali szpitalnej czy w miejscu odosobnienia, gdzie przebywał, nie było warunków do intensywnego treningu. Wiem jednak, że chłopcy nie siedzieli tylko trenowali na tyle, na ile mogli w tych warunkach.

JK: Coś pana, już na tym etapie zaskoczyło w sezonie 2020/21?
BR: - Pozytywnie zaskakuje Sanok, który rozgrywa ostre i dobre mecze. Jak na beniaminka jest to bardzo fajna drużyna. Bardzo mi przykro z powodu tego, co jest w Gdańsku. Chciałbym, aby ta drużyna nawiązała równorzędną walkę i, aby zaczęła ona zdobywać ligowe punkty; może nie na naszej drużynie, ale też życzę im jak najlepiej. Jest to dla mnie zaskoczenie, bo byłem przekonany, że do rozgrywek przystąpi Pomorski Klub Hokejowy, z którym rywalizowaliśmy do tej pory i toczyliśmy zażarte Derby Pomorza. Chciałbym, aby takie równorzędne pojedynki w dalszym ciągu mogły się odbywać. Kiedy to nastąpi? Ciężko to powiedzieć. GKH z meczu na mecz gra coraz lepiej, więc być może już w tym sezonie. Czy poziom sportowy jest wyższy? Myślę, że jest zbliżony do zeszłego roku. Wiele drużyn zapowiadało, że nie będą się zbroić i nie będzie wielkich wzmocnień. Tymczasem wiele transferów miało miejsce. Myślę, że poziom jest zatem co najmniej taki, jak w zeszłym roku.

JK: Mówiliśmy już o kibicach, którzy z uwagi na pandemię koronawirusa mogą w tylko 50% wypełnić trybuny. Mimo wszystko dobrze chyba, że chociaż tylu widzów może uczęszczać na mecze PHL...
BR: - Prawda jest taka, że gramy dla kibiców. Nie gramy dla siebie, bo dla siebie grają amatorzy przy praktycznie pustych trybunach. 50% widzów na trybunach to dla nas mało. Jesteśmy zmuszeni nie wpuścić na halę sporej grupy kibiców. Na spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec było ogromne zainteresowanie biletami. Niestety nie mogliśmy nawet otworzyć kas, bo wszystkie bilety się wyprzedały. Jest to poważny problem, bo w czasach, gdy drużyna gra dobrze i mogłoby się to przełożyć na przychody dla drużyny – na zysk z meczu – jest to niemożliwe ze względu na te ograniczenia. Chciałbym przeprosić wszystkich kibiców, którzy się nie dostali na nasze mecze. Chcielibyśmy im wszystkim te bilety sprzedać i chcielibyśmy, aby także mogli oglądać naszych zawodników na meczach. Pozostaje nam tylko liczyć, że pandemia wkrótce dobiegnie końca i wszyscy będziemy mogli oglądać tę drużynę w jak najwyższej formie i jak najlepiej radzącą sobie na lodzie.

JK: Obecny sezon może być przełomowy dla KH Energi Toruń?
BR: - Poczekajmy. Jest jeszcze sporo meczów przed nami. Początek sezonu to czas, w którym wszystko się może wydarzyć – również ze względu na pandemię. Ciężko jest w tej chwili cokolwiek przewidzieć i nie ma sensu nastawiać się na jakiekolwiek miejsce w lidze. Chcielibyśmy przede wszystkim bezpiecznie i zdrowo rozegrać ten okres bardzo trudnego sezonu. Oczywiście jednak sześć wygranych meczów zapala nam światełko z tyłu głowy, a ambicja się rozbudza. Chcielibyśmy dużo, ale mamy świadomość, że nasza ławka nie jest tak duża, jak innych ekip. Zrobimy wszystko, aby walczyć o zaspokojenie marzeń na ten sezon, choć mamy świadomość, że po takim początku sezonu wielu Kibiców myśli o tytule mistrzowskim. Początek sezonu to czas, kiedy wszystko może się wydarzyć, co z resztą udowadniamy będąc na pierwszym miejscu. Zobaczymy co będzie dalej.

JK: Przed Toruniem są jednak pojedynki z najlepszymi drużynami ostatniego sezonu. Dotychczasowe wygrane pozwolą torunianom przejść i tych trudniejszych rywali?
BR: - Przed sezonem mieliśmy sparing z Jastrzębiem, który udało nam się wygrać; wygraliśmy też z Katowicami, które są bardzo wysoko notowane, a Tychy to zespół, z którym wbrew pozorom od bardzo wielu lat bardzo przyzwoicie nam się gra i niejeden mecz z tą ekipą wygraliśmy, więc myślę, że wszystko może się wydarzyć. Te mecze są taką samą niewiadomą, co cała liga. Równie dobrze możemy wygrać, co przegrać. Nie spodziewałbym się wielkiej różnicy poziomów. Myślę, że chłopcy zrobią wszystko, aby wygrać, a czy to się uda? Niebawem się przekonamy!

--

JK: Siłą nowych zawodników jest chyba to, że bez zbędnego respektu podchodzą do kolejnych meczów, bo nie wiedzą czy grają z zespołem na miarę mistrzostwa Polski czy klubem, który będzie okupował ostatnie miejsce...
BR: - Dokładnie. Szczególnym przypadkiem, potwierdzającym te słowa jest Anton. Czasami przychodzę do niego, rozmawiamy i mówię mu, że kolejny rywal będzie ciężki i trzeba będzie się szczególnie skoncentrować. Po meczu przychodzi do mnie i mówi, że wcale nie był to aż tak trudny przeciwnik. On świetnie radzi sobie z presją, więc chłopakom nie trzeba nawet mówić, że gramy z bardzo dobrą i utytułowaną drużyną z wieloma znakomitymi zawodnikami i jak często odbiegamy finansowo od tych ekip. Jak się okazuje te pieniądze, którymi dysponujemy wystarczą, aby stworzyć porządny, dobrze i ciężko pracujący zespół, który jest w stanie nawiązać rywalizację z każdą drużyną.

JK: Co w pana dotychczasowej pracy z toruńskim klubem było najbardziej nietypową rzeczą, jaką miał pan okazję wykonywać?
BR: - Ciężko powiedzieć. Tak się składa, że potrafię szyć na maszynie, więc dość regularnie trzeba było szyć różne rzeczy. Naprawianie bluz, przyszywanie numerów to podstawa. Wieszanie reklam – kiedyś wieszaliśmy duży baner na zewnątrz budynku. Meble w naszym zapleczu gastronomicznym dla VIP-ów też robiliśmy sami – dużo jest takich rzeczy, które robimy własnymi siłami. Co jest nietypowe? W każdym sezonie dzieją się zupełnie nowe rzeczy, że ciężko powiedzieć co jest bardziej nietypowe. Wiele jest takich rzeczy, których nie wiąże się z pracą prezesa, a jednak trzeba je robić...

JK: Ostatni medal toruńska drużyna wywalczyła 24 lata temu. Na pewno wielu kibiców życzyłoby sobie, aby ten licznik został wyzerowany...
BR: - Pamiętajmy jeszcze o tym, że po drodze był jeszcze Puchar Polski. To nasze wielkie marzenia. Czy to będzie w tym sezonie? Tego nie wiem. Jestem bardzo ostrożny jeśli chodzi o ten sezon. Póki co mamy na koncie sześć wygranych i będziemy robić wszystko, aby kolejne też wygrać. Nie mamy długiej ławki i kontuzje mogą nas znacząco osłabić. Już w meczu z Sosnowcem było bardzo ciężko. Nieobecność kontuzjowanych Konsty Jaakoli i Andreja Chvankichova odbiła się bardzo mocno na łatwości z jaką do tej pory mogliśmy wygrywać. To troszkę przedwcześnie, aby mówić o końcu sezonu. Bardzo ładnie rozpoczęliśmy sezon i mam świadomość, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i bardzo chciałoby się powiedzieć, że walczymy o medale. Tak, walczymy o nie, ale nie mogę powiedzieć jakie mamy na te medale szanse. Uważam, że drużyna gra świetnie i to kolejny postęp. Mam nadzieję, że damy wiele satysfakcji kibicom i z radością będą przychodzić na nasze mecze.

Materiał przygotowany przez: Planet of hockey

Udostępnij