„Potrzebuję tylko trochę szczęścia i zaufania, żeby ten płomień rozpalił się na nowo” – rozmowa

2 tygodnie temu | 23.05.2025, 12:00
„Potrzebuję tylko trochę szczęścia i zaufania, żeby ten płomień rozpalił się na nowo” – rozmowa

Michał Kalinowski to jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk toruńskiego hokeja. Ma za sobą czternasty sezon w KH Energa Toruń, setki rozegranych meczów, setki historii. Dziś nie tylko nadal walczy na lodzie, ale coraz częściej… sędziuje. W szczerej rozmowie opowiada o pogodzeniu obu ról, przemianach w klubie, nowych nadziejach przed sezonem i o tym, dlaczego wciąż ma w sobie ogień.

Nowy sezon, nowe cele – ale też coraz głośniejsze pogłoski, że coraz częściej myślisz o zamianie koszulki zawodniczej na sędziowską. Ile w tym prawdy i co przeważa na ten moment: serce zawodnika czy ciekawość drugiej strony tafli?
Już od paru lat udaje mi się łączyć czynne granie z sędziowaniem, ale na ten moment jest to raczej poziom juniorski. Gdybym chciał sędziować seniorskie rozgrywki na poważnie, musiałbym się temu poświęcić w stu procentach. Na razie wygrywa serce zawodnika. Ale mam głęboką nadzieję, że po zakończeniu kariery uda mi się dojść do poziomu ekstraligowego również jako arbiter.

Masz za sobą czternasty sezon w toruńskich barwach. Czy to doświadczenie sprawia, że czujesz się dziś nie tylko zawodnikiem, ale też naturalnym liderem tej szatni?
Ale ten czas leci! Nigdy nie czułem się liderem w szatni czy na lodzie – być może to kwestia mojego charakteru. Lubię pogadać, pożartować, zmotywować – zarówno starszych, jak i młodszych chłopaków. Zawsze staram się być wsparciem.

Jesteś jednym z najbardziej rozpoznawalnych zawodników toruńskiego hokeja. Czy czujesz odpowiedzialność za wizerunek klubu – nie tylko na lodzie, ale też poza nim, w oczach kibiców i młodych zawodników?
Na wizerunek klubu składa się wiele rzeczy, ale postawa zawodników – zarówno na lodzie, jak i poza nim – jest bardzo istotna. Może dziś nie mam już tych umiejętności co kiedyś, bo liga naprawdę poszła w górę, ale nigdy nie zabraknie mi serca do walki i ciężkiej pracy. Mam też dużo kontaktu z chłopakami z Sokołów – staram się zarażać ich tym zapałem.

Jesteście w trakcie letnich przygotowań. Jak podchodzisz do tego etapu sezonu – z ekscytacją, rutyną, a może lekkim grymasem na twarzy?
W tym sezonie nasze przygotowania są trochę inne – pierwszy raz mamy dostęp do lodu na Tor-Torze przez cały rok. To zmienia podejście. Mamy mniej biegania, a więcej jazdy na łyżwach. I powiem szczerze – bardzo nam to odpowiada.

Wokół Twojej osoby kibice mówią o „weteranie z twarzą młodego chłopaka” – czy czujesz się jeszcze fizycznie jak dwudziestolatek, czy raczej już mentalnie trzymasz z drużynowymi „seniorami”?
Może nie mam już dwudziestu lat, ale mogę zagwarantować jedno – fizycznie jestem naprawdę dobrze przygotowany. I to lepiej niż niejeden młodszy zawodnik. Czy przełoży się to na grę? Zobaczymy.

Jesteś jednym z niewielu zawodników, który widział toruński klub w tylu różnych odsłonach – sportowo, organizacyjnie, mentalnie. Który moment w tej historii wspominasz najlepiej?
To prawda. Byłem tu, gdy w 2012 roku klub się rozpadł. Byłem też przy finale Pucharu Polski. Pamiętam mecze, podczas których musieliśmy się… zamieniać kijami. Dziś jest dużo lepiej pod względem organizacyjnym. Mam wiele pięknych wspomnień związanych z tym klubem, ale wciąż brakuje mi jednego – medalu mistrzostw Polski. Jak go zdobędziemy – wtedy mogę kończyć.

Znasz z bliska pracę arbitrów. Czy jest coś, czego nauczyłeś się jako sędzia, co pomaga Ci dziś jako graczowi?
Przede wszystkim – pokory. Hokej to niesamowicie szybka gra. Czasem trudno dostrzec spalonego czy przewinienie, a trzeba podjąć decyzję w sekundę. Odkąd sam sędziuję, naprawdę staram się nie oceniać pracy arbitrów zbyt pochopnie.

Czasem mówi się, że najbardziej sprawiedliwi sędziowie to ci, którzy wcześniej grali. Czy myślisz, że Twoja przyszłość w hokeju może być właśnie związana z gwizdkiem na poważnie?

Będę do tego dążył po zakończeniu kariery, choć wiem, że sędziowanie też ma swoje limity wiekowe. Im później zaczniesz, tym trudniej – a czasem i niemożliwe – jest dojść do najwyższego poziomu. Ale spróbuję.

Nowy sezon – nowy trener, nowe nadzieje. Jak oceniasz pierwsze tygodnie pracy z nowym sztabem?
Szczerze? Nie wiem jeszcze, czego się spodziewać. Na razie trenujemy z Łukaszem, a trener Strömberg przyjechał dopiero do Torunia. Ja robię swoje na sto procent – a jak mnie wykorzysta trener, to już jego decyzja.

Po tylu sezonach na toruńskim lodzie – co Cię wciąż najbardziej motywuje do walki, wyjścia na trening, kolejnego starcia?
Myślę, że ten ogień we mnie cały czas się tli. Kocham hokej. Spędzam na lodzie całe dnie. Potrzebuję tylko trochę szczęścia i zaufania w przyszłym sezonie, żeby ten płomień rozpalił się na nowo.

fot. D. Alsztyniuk


Niniejszy wywiad, w świetle prawa autorskiego i prasowego, stanowi własność intelektualną KH Toruń HSA oraz autora wywiadu: Marcina Jurzysty. Powielanie, cytowanie, przedrukowywanie w całości lub we fragmentach, w wydawnictwach papierowych oraz internetowych, bez wiedzy i zgody autora zabronione.

Udostępnij
 
7339144