„Hokej to nie tylko walka – to kwestia tego, jak walczycie razem”

1 tydzień temu | 16.04.2025, 13:00
„Hokej to nie tylko walka – to kwestia tego, jak walczycie razem”

Długi wywiad powitalny z Leifem Strömbergiem, nowym trenerem KH Energa Toruń
Od lodowiska pod szkołą do ławki trenerskiej

Panie trenerze, zanim przejdziemy do Torunia – cofnijmy się do początków. Jak hokej pojawił się w Pana życiu?
Hokej był obecny w moim życiu właściwie od najmłodszych lat. Miałem zaledwie pięć, może sześć lat, gdy po raz pierwszy założyłem łyżwy. Dorastałem w miejscu, gdzie hokej i piłka nożna były czymś więcej niż sportem – to była część codzienności, lokalnej tożsamości. Mój tata już jako dziecko zabierał mnie na wielkie mecze – pamiętam emocje, tłumy, tę adrenalinę. Od razu wiedziałem, że chcę być częścią tego świata.

Czy już wtedy marzył Pan o wielkiej karierze zawodniczej?
Zdecydowanie tak. Codziennie trenowałem, każdą wolną chwilę spędzałem na lodzie. Zimą przychodziłem na lekcje w łyżwach, bo lodowisko było dosłownie 20 metrów od klasy. To była taka naturalna przestrzeń do nauki, zabawy i pasji. Ale oprócz tego, że kochałem grać, od najmłodszych lat przyglądałem się trenerom, liderom. Fascynowało mnie, jak potrafią kierować grupą, motywować, podejmować decyzje. To zainteresowanie przywództwem rosło we mnie równolegle z miłością do gry.

Kto był wtedy dla Pana wzorem?
Uwielbiałem zawodników, którzy nie tylko byli genialni technicznie, ale też mieli silny charakter – Kent Nilsson, Ulf Nilsson, Anders Hedberg. Ale największymi idolami z dzieciństwa byli dla mnie Ulf Sterner i Lennart "Lill-Strimma" Svedberg. To byli prawdziwi giganci – nie tylko na lodzie, ale też w podejściu do sportu.
„W Karlskodze zbudowaliśmy coś wielkiego”

W CV ma Pan ponad trzy dekady pracy trenerskiej. Które kluby najbardziej Pana ukształtowały?
Każdy z klubów dał mi coś wyjątkowego, ale jeśli miałbym wskazać te kluczowe – bez wątpienia byłaby to BIK Karlskoga. Przez kilka sezonów budowaliśmy tam zespół niemal od podstaw, stawiając na szybki, twardy, nowoczesny hokej. Stworzyliśmy drużynę, której nikt nie chciał spotkać na lodzie – byliśmy naprawdę trudni do pokonania. Wspominam ten okres z wielką dumą, bo wielu młodych zawodników, którzy wtedy ze mną pracowali, osiągnęło później duże sukcesy.
Drugi ważny przystanek to Södertälje – klub, który wprowadziłem do najwyższej ligi. Zbudowaliśmy tam zespół o wyjątkowej intensywności i charakterze. Mimo że nie byliśmy faworytem, nasza konsekwencja przynosiła efekty. No i Leksand – młody zespół, ale z ogromną wolą walki. Udało nam się wygrać ligę. To pokazuje, że determinacja i dobry plan potrafią zdziałać cuda.

Pracował Pan w różnych krajach. Jak różni się podejście do hokeja w Niemczech, Szwecji, Norwegii, na Węgrzech?
Każda kultura wnosi coś cennego. Jako trener musisz podejść do tego z ogromnym szacunkiem i otwartością. Nie można narzucać jednego schematu – trzeba rozumieć ludzi, z którymi pracujesz. W każdym kraju są inne wartości, inne sposoby komunikacji, różne oczekiwania wobec trenera i zawodników. Ale wszędzie, gdzie pracowałem, spotykałem ludzi zaangażowanych, gotowych do ciężkiej pracy. Kluczem jest budowanie wzajemnego szacunku i zaufania. Pamiętam, że w moim drugim sezonie w Södertälje mieliśmy ponad dziesięciu zawodników zza granicy. To wymagało dużo empatii i dobrej komunikacji.
„Zbudować drużynę, która wie po co wchodzi na lód”

Jak wygląda Pana filozofia trenerska?
Zawsze powtarzam, że hokej to nie tylko system i schematy – to także odwaga, inicjatywa i flow. Trzeba stworzyć warunki, by zawodnicy odważnie podejmowali decyzje na lodzie. Od słów do czynów – to moje motto. Chcę zespołu, który jest szybki, dobrze jeździ na łyżwach, potrafi podawać z precyzją i grać z wysoką intensywnością. Jeśli atakujemy – robimy to z impetem. Jeśli bronimy – to z taką samą determinacją. Codzienna praca, konkurencyjność, rywalizacja na treningach – to wszystko buduje mentalność zwycięzcy.

Często łączył Pan funkcję trenera i menedżera generalnego. Jak to wygląda w praktyce?
To duże wyzwanie, ale też ogromna szansa. Obie role się uzupełniają. Jako trener widzisz potrzeby zespołu z bliska, a jako menedżer możesz reagować na nie w czasie rzeczywistym. Ważne jest, by stworzyć zawodnikom i całemu sztabowi warunki do rozwoju. Jako liderzy nie możemy być ponad zespołem – musimy być jego częścią.
„Najważniejsze to iść przez życie z pokorą”

Wielu kibiców nie wie, że wychowywał Pan samotnie córkę…
Tak, to bardzo osobista część mojego życia. Moja córka miała zaledwie cztery lata, gdy zmarła jej mama, moja żona. To był niezwykle trudny czas, pełen bólu i niepewności. Ale właśnie wtedy zrozumiałem, jak silną mamy relację. Ona dała mi siłę, której sam pewnie bym nie miał. Od zawsze starałem się dobrze planować każdy dzień, tak by znaleźć czas zarówno dla niej, jak i dla pracy. Dziś jest już dorosła, mądrą i wspaniałą osobą. To, co najważniejsze w naszym domu, to pokora i szacunek.
„W Toruniu stworzymy nowe wspomnienia”

Czy ma Pan jakąś anegdotę, którą wspomina z uśmiechem?
Oczywiście! W ciągu tych wszystkich lat uzbierało się mnóstwo zabawnych, czasem szalonych historii – z szatni, z lodu, z podróży. Niektóre z nich opowiem, gdy już będziemy w Toruniu – razem stworzymy nowe wspomnienia.

W CV pojawia się współpraca z Igorem Zaharkinem…
Tak, Igor to mój bliski przyjaciel. Mieszkamy w Sztokholmie, często się widujemy. To niesamowicie inteligentny człowiek, z ogromnym doświadczeniem. Praca z nim – zwłaszcza w kontekście skautingu do drużyny z KHL – była niezwykle rozwijająca.

Jak buduje Pan atmosferę w zespole?
Dla mnie najważniejsze jest, by każdy – niezależnie od wieku – czuł się dostrzeżony i doceniony. Czy masz 17, czy 40 lat – zasługujesz na szacunek i uwagę. W drużynie musi panować klimat otwartości i wspólnoty. Są różne metody, by to osiągnąć – i przez lata wypracowałem swoje sposoby. Ale wszystko zaczyna się od codziennych, ludzkich relacji.
„Powiedzenie „tak” było łatwe”

Dlaczego KH Energa Toruń?
Miałem bardzo dobre spotkanie z zarządem klubu. Od razu zobaczyłem, że KH Energa Toruń to klub, który chce się rozwijać. Mają ambitne cele, lojalnych kibiców, pasję do hokeja. Dla mnie decyzja była prosta – powiedzenie „tak” przyszło naturalnie.

Czy znał Pan wcześniej polską ligę?
Tak, widziałem kilka spotkań Polskiej Hokej Ligi. To bardzo interesująca liga – szybka, fizyczna, z dużym potencjałem. Wspólnie z moim kolegą Łukaszem będziemy się w nią zagłębiać jeszcze bardziej.

Jakie są pierwsze wrażenia z klubu?
Znakomite. Spotkałem tu bardzo szczerych, zaangażowanych ludzi. To buduje zaufanie i daje energię do działania.

Czego oczekuje Pan od drużyny?
Oczekuję jakości. Oczekuję codziennego zaangażowania i rozwoju. I oczekuję zwycięstw. Ale nie chodzi tylko o wynik – chodzi o drogę do niego. Chcę, by kibice widzieli zespół, który walczy, który chce wygrywać. Już nie mogę się doczekać pierwszego spotkania z nimi.
„Hokej z innej perspektywy”

Był Pan ekspertem telewizyjnym – jak wspomina Pan ten czas?
Tak, miałem przyjemność być ekspertem komentatorem przez trzy sezony w Viasat Hockey. To było fascynujące doświadczenie – patrzeć na hokej z zupełnie innej perspektywy. Viasat transmitował m.in. Hockeyallsvenskan, NHL, KHL i mecze międzynarodowe. Przygotowywałem się bardzo solidnie – analiza wideo, statystyki, rozmowy, zakulisowe informacje. To był świetny trening mentalny. I choć sercem zawsze byłem trenerem, cieszę się, że mogłem tego doświadczyć – wiele się wtedy nauczyłem.

Spotkał Pan wielu wybitnych hokeistów…
Tak, pamiętam wiele wyjątkowych spotkań z gwiazdami światowego hokeja. Ale najbardziej zapamiętałem ich otwartość i pokorę. To była wielka inspiracja.


Niniejszy wywiad, w świetle prawa autorskiego i prasowego, stanowi własność intelektualną KH Toruń HSA oraz autora wywiadu: Marcina Jurzysty. Powielanie, cytowanie, przedrukowywanie w całości lub we fragmentach, w wydawnictwach papierowych oraz internetowych, bez wiedzy i zgody autora zabronione.

Udostępnij
 
6359120