Chciałbym, by jak najwięcej ludzi biznesu dzieliło moją miłość do hokeja... - rozmowa z Adrianem Jaworskim, obrońcą KH Energa Toruń

3 lata temu | 16.09.2020, 13:43
Chciałbym, by jak najwięcej ludzi biznesu dzieliło moją miłość do hokeja... - rozmowa z Adrianem Jaworskim, obrońcą KH Energa Toruń

Trenuję teraz za dwóch, obiecałem sobie, że ten sezon musi być dla mnie przełomowy.

Podobnie jak Dominik Olszewski masz za sobą grę w Niemczech. Miałeś 17 lat, gdy wyjechałeś do Krefeld EV 1981 U19. Grałeś dwa lata w DNL (najwyższej lidze juniorskiej w Niemczech). Jak oceniasz tamten okres, co zapadło ci w pamięć?

Na pewno to, że tam jest dużo większa rywalizacja wewnątrz drużyny, jeśli chodzi o miejsce w składzie. To wpływa na inne tempo rozwoju zawodników, którzy każdą minutę na lodzie muszą opłacać bardzo ciężką pracą. Druga rzecz, która zapadła mi w pamięć, to organizacja samej drużyny i jej zaplecze. Mimo, iż to była drużyna juniorska, to mieliśmy zapewnione wszystko. Najbardziej jednak zapamiętałem same play offy, w których graliśmy w pierwszym sezonie mojej obecności w drużynie. W sezonie zasadniczym zajęliśmy 8. Więc w play offach przyszło nam zagrać z liderem. Pokazaliśmy jednak wolę walki i potrzebne było aż 7 meczów, by nas pokonać. Mimo, iż nasi przeciwnicy z Mannheim mieli w składzie hokeistów, którzy obecnie grają w najlepszych ligach na świecie, tak jak reprezentant Niemiec Marc Michaelis.

Często słyszy się o jakiś antagonizmach, uprzedzeniach wobec Polaków w Niemczech, odczułeś to, pojawiając się w Niemieckiej drużynie?

Formalnie do drużyny pojechałem z niemieckim paszportem, ale koledzy z drużyny zanim nauczyli się mojego przezwiska, a zajęło im to pół roku, nazywali mnie po prostu Polakiem i nigdy nie odczułem, żadnych negatywnych zachować z ich strony. W drużynie byli zresztą również Rosjanie, Czesi i zawodnik z Rumunii i nikt nie był traktowany gorzej.

Powrót do Polski miałeś niezły, bo od razu dołączyłeś do naszej toruńskiej drużyny, która grała wtedy w 1. lidze, a jednocześnie sięgnąłeś po brązowy medal U20 z Sokołami. Czy wtedy rozważałeś jeszcze powrót do Niemiec na kolejny sezon?

Miałem od razu propozycję pozostania w Niemczech, a konkretnie w drużynie z Berlina, ale stwierdziłem, że chcę postawić również na naukę w Polsce, żeby zabezpieczyć swoją przyszłość, gdy nie będę już grał w hokeja.

A nie kusiło cię, by wykorzystać bardzo dobrą znajomość języka niemieckiego, by uczyć się i grać w Niemczech?

Tak, znam język niemiecki bardzo dobrze, ale systemy edukacyjne w Polsce i Niemczech są zupełnie inne. U nas wiele przedmiotów ma wyższy poziom nauczania, w Niemczech z kolei jest wiele specjalistycznych i praktycznych zajęć. By móc kontynuować naukę w Niemczech musiałbym nadrobić wszystkie różnice programowe. Nie chciałem tego robić, dlatego postawiłem na naukę i grę w Polsce.

Oskar Bajwenko w wywiadzie wspomniał, że ceni cię jako silnego, fizycznego obrońcę i liczy, że wiele się od ciebie nauczy. Czujesz się już gotowy do roli mentora?

Mam za sobą już sześć sezonów w drużynie seniorskiej, więc na pewno czuję, że mogę już czegoś nauczyć Oskara i młodszych kolegów, ale nie uważam siebie jeszcze za zawodnika, który może w pełni być wzorem dla młodszych, ponieważ bazuję głównie na warunkach fizycznych i sam chcę jeszcze się wiele nauczyć. Dlatego trenuję teraz za dwóch, obiecałem sobie, że ten sezon musi być dla mnie przełomowy. Mam nadzieję również, że nieraz drużyna przeciwna przekona się, że mam bardzo silny strzał.

Wspomniałeś o swoich warunkach fizycznych, jaka jest Twoja filozofia treningu. Po meczach w minionym sezonie, jeszcze długo po tym, jak na Tor-Torze gasły światła, można było zobaczyć naszych zawodników z Rosji ćwiczących na siłowni. Zdarzało ci się zostawać z nimi, czy masz inny sposób na dobrą formę?

Ja mam akurat inne podejście. Po meczu odcinam się, pierwsze co robię po meczu, to idę coś zjeść, posiedzieć z dziewczyną, ze znajomymi, odprężyć się. Też serwuję sobie dodatkowe sesje na siłowni, poza treningami z drużyną, ale robię to w dni niemeczowe, czyli jeśli np. gramy we wtorek, to w środę można mnie spotkać na siłowni.

Ale poza tym, że można spotkać cię na siłowni, na treningach i na meczach, to jesteś również biznesmenem, przedsiębiorcą. Czy to sprawia, że patrzysz na klub inaczej, nie tylko tak jak zawodnik, który w nim gra, lecz również jak ktoś, kto dostrzega w klubie po prostu firmę, która musi radzić sobie z kwestiami budżetu, finansów, organizacji?

Myślę, że tak jest, że posiadam takie właśnie spojrzenie i rozumiem z czym musi zmagać się klub, by mógł funkcjonować. Oczywiście, gdy przekraczam próg Tor-Toru, to nie jestem biznesmenem, tylko hokeistą i to jest dla mnie najważniejsze, ale nie da się ukryć, że każdy, kto prowadzi własny biznes, wie jakie to jest wyzwanie.

Czy COVID-19 twoim zdaniem zostawi silne piętno na sezonie 2020/2021?

Fot. Tomasz MichalczukSłuchając wszystkich wypowiedzi wirusologów czy epidemiologów, mam pełną świadomość, że świat nie uporał się jeszcze i nie pokonał koronawirusa. Mam nadzieję jednak, że żaden nawrót choroby, nie przeszkodzi nam, by rozegrać sezon do końca, oczywiście z zachowaniem rygoru sanitarnego, lecz z Kibicami na trybunach. Życzę sobie, by wszystkie spośród tych 50% dostępnych miejsc na Tor-Torze były zajęte przez naszych fanów i by ich obecność była stała od września, aż do końca rozgrywek.

Na koniec wróćmy jeszcze do wątku biznesowego. Jako biznesmen właśnie, co chciałbyś usłyszeć od klubu, by zdecydować się na dołączenie do grona Sponsorów naszego klubu?

Chyba jednak w tej sytuacji miłość do hokeja sprawia, że nie jestem do końca obiektywny [śmiech]. Ja osobiście chciałbym usłyszeć, że klub, co prawda, prosi mnie o bardzo dużą kwotę, ale zapowiada że drużyna wejdzie na wyżyny i powalczy o medale, grając widowiskowo i robiąc wokół zespołu duże show. Ale ja jednak kocham tą dyscyplinę i stąd takie podejście. Chciałbym by jak najwięcej ludzi biznesu dzieliło moją miłość do hokeja.

Udostępnij